Japończycy uważają, że człowiek ma 3 maski (twarze). Pierwszą, którą pokazuje całemu światu. Drugą, którą pokazuje swojej rodzinie i najbliższemu otoczeniu, oraz trzecią, której nie pokazuje nikomu. Czy to właśnie ta trzecia twarz odzwierciedla, kim naprawdę jesteśmy?
Przychylam się do słów Szekspira, który twierdził, że „świat jest teatrem, ludzie aktorami”. Nie żyjemy przecież na jednopłaszczyznowym świecie, w którym wszystko dzieje się według jednego, z góry ustalonego schematu. Skoro świat i nasze życie jest tak bogato różnorodne, często nawet zaskakujące, to również nasze zachowania i myśli muszą być takie, aby sprostać wszystkim wyzwaniom i zgodnie żyć we wspólnocie.
Czy nasze maski to coś złego?
Musimy być przygotowani na różne sytuacje, w których musimy używać różnych twarzy i masek. Czy to oznacza coś złego? Według mnie – nie. Wręcz przeciwnie, oznacza to, że możemy umiejętnie odpowiadać na wiele przeciwności losu i czerpać z niego korzyści. Jest to ważny element w projektowaniu życia, jednak trzeba pamiętać, aby zmiana masek była uwarunkowana dobrem wspólnym, a nie tylko egoistycznym czerpaniem korzyści dla siebie samego.
Jeżeli każdy z nas ma te 3 różne maski (twarze), to tak naprawdę nie jesteśmy tylko tą jedyną (trzecią) najbardziej intymną, która wydawać by się mogła najbardziej szczera. Człowiek jest istotą społeczną i żyje w społeczeństwie, a nie w odosobnieniu. Dlatego każda z tych masek jest bardzo potrzebna do szczęśliwego życia – o ile przyczynia się do dobra.
Masek możemy oczywiście używać w różnej intensywności, bo ludzie mają różne charaktery. Introwertykom z pewnością bliżej będzie do utożsamiania się z tą trzecią maską, z kolei ekstrawertycy bardziej utożsamiają się z tą pierwszą. Nie powoduje to jednak tego, że pozostałe maski znikają. Wszystkie one są naszym życiem i powinniśmy je zmieniać jak nasze ubrania – w zależności od okoliczności.
Nie bójmy się zakładać różnych masek, bo nie są one wcale oznaką fałszywości.